Home / Duchowość  / Droga Krzyżowa cz. III: KOLANA / SAMOTNOŚĆ

Droga Krzyżowa cz. III: KOLANA / SAMOTNOŚĆ

Trzy stacje opisujące upadki Pana Jezusa (Stacja III – pierwszy upadek, Stacja VII – drugi, i Stacja IX – trzeci upadek) są jedynymi w całej drodze krzyżowej, w których Jezus jest sam. We wszystkich innych ktoś lub coś mu towarzyszy. Są to albo ludzie – Weronika, Matka, Szymon, Piłat, żołnierze, albo jakieś przedmioty – krzyż, szaty, grób. Nawet w śmierci jest krzyż (Jezus umiera na krzyżu). Tylko w swoich upadkach Jezus jest sam. Dlatego dziś będzie o samotności.

Każdy, kto ma co najmniej te naście lat, prawdopodobnie doświadczył już samotności. A dorosły człowiek dobrze wie, czym ona jest. Zaczyna się najprzeróżniej. Może to być świadoma decyzja – wynikająca z pragnienia wyciszenia. Czasem rozpoczyna ją nieoczekiwane najczęściej traumatyczne wydarzenie, które zmienia stosunki z bliskimi, zrywając dotychczasowe relacje. Może to być zdrada, krzywda, ale przecież takim samym wywracającym wszystko przypadkiem jet śmierć bliskiego człowieka. Z trzeciej strony, często po prostu jakoś tak się dzieje, że życie wybiera za nas i nagle budzimy się samotni, zupełnie tego nie planując.

Trudność z samotnością jest tym większa, że można być samotnym – fizycznie przebywając w obecności ludzi i odwrotnie – można nie być samotnym, żyjąc samemu. To doskonale widać w tych trzech stacjach drogi krzyżowej. Jezus w swoich upadkach jest samotny, mimo że nie jest sam. Otacza go cały tłum, dookoła kłębią się ludzie. Wszyscy jednak są mu obcy. Trudno dokładnie określić, czym jest, a czym nie jest samotność, ale każdy, kto kiedykolwiek był samotny, nie miałby z tym problemów, choć pewnie nie potrafiłby jej dokładnie zdefiniować.

Samotność nie jest łatwym czasem. Po pierwsze pojawia się próba zrozumienia, skąd się wzięła ta moja samotność. Potem przychodzi żal do Pana Boga, że spotyka mnie coś, na co może nie do końca zasłużyłem, że cierpię niesprawiedliwie. Często następnym etapem jest jak najszybsza próba zmiany tego stanu, wręcz gorączkowego poszukiwania lekarstwa. Najczęściej tę rolę spełnia drugi człowiek. Szukamy na siłę wręcz kontaktu. Ale nie zawsze tak jest. Można rzucić się w wir pracy, zwiększyć sobie ilość obowiązków, jeszcze intensywniej brać udział we wszystkich dobrych akcjach, starać się być potrzebnym, albo zagłuszać odruchy serca rozrywką czy zabawą.

Samotność M

Jak sobie radzić z samotnością? Odpowiedź na to pytanie da się wyczytać w drodze krzyżowej Jezusa. Pierwszym etapem uporania się z własną samotnością (powtarzam z samotnością, nie z byciem samemu – można być samemu i nie być samotnym) – jest zaakceptowanie jej jako obecnego stanu rzeczy, przyjęcie tego, że w takim punkcie życia właśnie jestem, że tak po prostu jest. Trzeba odrzucić to pierwotne pragnienie szukania sprawiedliwości, robienia wyrzutów, dlaczego akurat mnie to spotkało. Przyjąć, że na taki etapie życia właśnie jestem. Jezus upadając na kolana nie pyta: dlaczego, po co. Wie, że to jest niezbędny element Jego drogi, tak jak jest to niezbędny element życia.

Drugi etap to niemarnowanie samotności. Myślę, że to nie przypadek, że najbardziej samotny Jezus jest w swoich upadkach. Z doświadczenia wiem, że w samotności łatwiej upaść, łatwiej zgrzeszyć. Nie ma nikogo, kto by podniósł, skontrolował, albo chociażby spojrzał z innej strony, rzucił światło, perspektywę innych oczu na moje zachowanie. W takiej sytuacji najłatwiej o lenistwo, które jest chyba najpowszechniejszym grzechem samotności. Doskonale wiem z własnego doświadczenia, jak łatwo w samotności nic nie robić. Odpalam kompa, wchodzę na Facebooka, Youtube czy inny pożeracz czasu i zanim się obejrzę dzień minął bezpowrotnie. Zawsze wtedy przechodzą wyrzuty sumienia, próbuję nadrobić nocami, niszcząc sobie najczęściej oczy i zdrowie. Naturalnym odruchem w nieznośnym doświadczaniu samotności jest jego zagłuszanie, zagadywanie, odpychanie od siebie, przekierowywanie uwagi na co innego i wreszcie nasycanie się byle czym. Mogą się wtedy pojawiać różne uzależnienia, od tych seksualnych, przez różne używki, aż po uzależnienia od komputera czy wreszcie bezmyślnie częste imprezy ponad potrzeby, w których nie chodzi o nic innego, poza tym, żeby po prostu były.

Z resztą to też niezły sposób na diagnozę swojego stanu. Jeśli zauważasz u siebie któryś z tych objawów, to znak, że możesz być samotny (nawet będąc z kimś), źle znosisz tę samotność i zagłuszasz ból, który pojawia ci się naturalnie w sercu. Z tym zagłuszaniem samotności koniecznie trzeba zerwać, inaczej się ją zmarnuje. Można się wtedy obudzić za kilkanaście lat i dalej nie wiedzieć, czego w życiu pragnę.

I tu pojawia się kolejny etap – zmiana perspektywy poprzez odwrócenie pytań. Nawet samotność jest po coś. Jesteś teraz samotny, żeby być samotnym. Tajemnicą postawy Jezusa, który po każdym upadku wstaje i idzie dalej nie mając pretensji do niesprawiedliwości całego świata wokół, jest przekonanie, że każdy człowiek musi przejść etap samotności, by się poznać, odkryć się, dowiedzieć się, kim jest naprawdę. Ten etap jest konieczny. A w związku z tym, że to Bóg ci go dał, to jest właściwie błogosławieństwem.

To, co przeszkadza tak na niego spojrzeć, to twoja perspektywa. Pytania, które stawiasz dotyczą tego, co się stało, tego, co doprowadziło do takiego stanu. Skupiasz się na bólu. Szukasz w przeszłości. Dlaczego on/ona mi to zrobiła? Jak to teraz będzie? Co jest ze mną nie tak, że jestem sam? Niezbędne jest odwrócenie pytań. Przestań pytać o innych, o to, jak mnie potraktowali, czy o sprawiedliwość tej sytuacji, ale spójrz na siebie bez innych wokół. Wykorzystaj to, że obrazu siebie nie zaburza nikt dookoła i zapytaj się, kim naprawdę jesteś, co dalej, dokąd teraz, jaką drogę wybrać, w czym będziesz szczęśliwy. I daj sobie czas na odpowiedź. Tylko w takim wypadku twoja samotność, nawet jeśli jej nie chciałeś i nie wybierałeś, nie będzie przekleństwem, a największym w życiu błogosławieństwem.

Ostatnim etapem tego procesu jest po prostu – życie. Jeśli dałeś sobie czas i pozwoliłeś w spokoju odpowiedzieć sobie na te wszystkie pytania, to znaczy, że jesteś gotowy pójść dalej. Jeśli naprawdę dobrze przeżyłeś ten czas, to od dziś będziesz żyć bardziej świadomie, lepiej dokonywać wyborów a nie płynąć z prądem życia, po prostu będziesz bardziej szczęśliwy. To może oznaczać konieczność zerwania ze swoim dotychczasowym życiem i zostawienia wszystkiego za sobą. To nie oznacza też oczywiście, że już nie będziesz samotny. Ale jeśli pozostaniesz samotny, będzie to twoim świadomym wyborem. To pójście dalej jest niezbędne, co widać w postawie Jezusa. Wstaje i idzie dalej, choć było ciężko.

samo - słońce M

Tytuł dzisiejszej refleksji to „kolana”. To miał być symbol samotności i upadku, symbol tych trzech stacji na drodze krzyżowej. Ten symbol upadku, trudności zawiera w sobie też dodatkową pomoc. Jeśli ci ciężko w swojej samotności, jeśli nie umiesz się w niej odnaleźć, albo jesteś już w którymś z etapów powstawania i zatrzymałeś się nie potrafiąc sobie poradzić, odpowiedzieć na pytania, radą dla ciebie (od upadającego Jezusa) są kolana. Klęknij do modlitwy, bo może to po to Bóg dał ci tę samotność. Może jest to czas na odnowienie modlitwy. Może Bóg się za tobą stęsknił i czeka, kiedy będziesz miał czas tylko dla Niego…

Nigdy nie myślałem o drodze krzyżowej i upadkach jak o błogosławieństwie. Dziś wiem, że tylko tak można przeżyć swoją samotność – jako czas dany mi do tego, żebym stał się bardziej sobą.

Krzyż M

PS. Już za tydzień refleksja dotycząca patrzenia, a za dwa tygodnie o zerwaniu, zostawianiu za sobą i pójściu dalej właśnie. Zapraszam serdecznie!

Filozof z wykształcenia i zamiłowania. Czasem poeta. Rzadziej kompozytor. Zakochany w ludziach, teatrze i muzyce. Miasto odkrywa głównie w dźwiękach. Uwielbia słuchać i patrzeć. Czasem przysiada się do ludzi, by z nimi rozmawiać. Marzyciel zamknięty w ciele drwala. Nie mógłby żyć bez mięsa i kawy.

1KOMENTARZ
  • Avatar
    Mirek 25 marca, 2016

    Wspaniała analiza samotności, jej etapy i sposób na jej wykorzystanie w celu poprawienia samego siebie.
    Pozdrawiam i dziękuje za pokazanie sposobu na wyjście z depresji.